wtorek, 31 marca 2015

Coś z archiwum.

Czyli znowu odgrzewane kotlety. Prace stanęły w martwym punkcie. Brak części powoduje, że jedyną pociechą jest niesprzyjająca aura. Gdyby zaświeciło piękne słońce, chyba szlag by mnie trafił. 72540 km - tyle pokazywał licznik wymontowany z mojej Jawy. Tak jak już wcześniej pisałem motor miał przygodę więc i licznik był mocno podejrzany. Według Konrada szybka była nie oryginalna (pewnie ktoś wymienił). Niemniej postanowiłem po regeneracji licznika ustawić przebieg w takiej pozycji w jakiej go rozebrałem.

Widok po rozebraniu licznika na części.



Wszyściutko umyłem, wysuszyłem i mogłem przystąpić do pracy. Największym wyzwaniem było odmalowanie cyfr. Krążki pomalowałem na czarno, a następnie białą farbą pomalutku odtworzyłem cyfry. Do tego celu użyłem wykałaczki, którą zaostrzyłem cieniutko papierem ściernym i tak kropla (mikro) po kropli odtworzyłem cyfry. Szklarz za 5 pln wyciął nowa szybkę. Między szybkę a cyferblat należy włożyć pierścień dystansowy. Pomierzyłem i wyszło mi że może być plastikowa rura wentylacyjna. Mój pomysł szybko zgasił Konrad. Pierścień musi być przezroczysty ponieważ zapewnia podświetlenie licznika. Pomyślałem chwilę, zrobiłem przegląd przezroczystych butelek po preparatach chemicznych i coś dobrałem. Niestety po wycięciu pierścienia okazało się że ma on delikatny luz. Z teczki plastikowej (żony - na szczęście nie kapnęła się że odciąłem jej jeden kawałek okładki) wyciąłem pasek i wsunąłem między obudowę licznika (nowiutką) i pierścień dystansowy - jest super. Wskazówkę delikatnie wyprostowałem, w cyferblat (nowiutki) wkleiłem od spodu obciętego papiaka (na poksipol, cięcie zabezpieczyłem kropelką białej farby - żeby nie rdzewiało) i zmontowałem piękny nowy liczniki. Sprawdziłem,  działa więc do kartonu do wykorzystania w przyszłości (a było to zimą 2013 r.)


wtorek, 24 marca 2015

Prawie jak motor...

.... ale te prawie robi wielką różnicę. Wczoraj ogarnęła mnie pomroczność jasna i z 2 godziny zmarnowałem na pomiary przedniego koła. Wstępnie koło było scentrowane i ustawione przesunięcie na piaście, resztę miałem sprawdzić na motorze. Z pomiarów wyszło mi że musze je przesunąć w lewo około 0,5 mm. Mój niepokój wzrósł, gdyż wizualnie wyglądało że należy je przesunąć w prawo około 1 mm. Zapisałem wartości i zabrałem się za montaż licznika. I znowu zonk. Przelotkę od instalacji elektrycznej wcisnąłem w otwór od linki prędkościomierza (zrobiłem to przed montażem lampy), wyjąłem ją i wsadziłem przelotkę od linki. Nie mogę natomiast teraz założyć przelotki od instalacji - chyba to nie jest ta przelotka (albo miejsce jest trudno dostępne). Jutro od Konrada dorwę kilka rozmiarów przelotek, może którąś dopasuję - przecież nie będę rozbierał całego przodu. Dziś znowu założyłem koło na przód i okazało się że jest dobrze. zawiozłem do Konrada scentrował je, a ja założyłem na motor.

Na takim etapie zakończyłem dziś pracę, jutro może odbiorę dorobiona wstępnie tulejkę dystansową tylnego koła. Najważniejsze że motor jest na kolach.


Przednie zawieszenie i koło nad którym się tyle męczyłem (w sumie niepotrzebnie).

sobota, 21 marca 2015

Plany są po to by je zmieniać.

Końcówkę tygodnia miałem bardzo udaną. Po wymuszonym przestoju, teraz ostro przyspieszyłem, żeby w następnym tygodniu znowu zwolnić. Dziś odwiedził mnie Konrad, ocenił własnym okiem postęp prac. Tak naprawdę to na żywo kawał Jawy zobaczył po raz pierwszy. Zawsze tylko jakieś części i elementy. Pogadałem z nim chwilę i przystąpiłem ochoczo do roboty. Wczoraj skończyłem tylny błotnik i dziś chciałem postawić motor na kołach. Jednak po głębszym namyśle doszedłem do wniosku, że nie ma się co spieszyć. W tylnym kole brakuje mi tulejki dystansowej, przednie koło mam nie scentrowane więc doszedłem do wniosku, że lepiej pomału, ale dokładnie. Natomiast żeby nie było ze nic nie zrobiłem z dumą zaprezentuję efekty wieczornej dłubaniny.


W piątek spasowałem w końcu kierownicę. Możliwe to było po odebraniu dwóch śrub z cynkowni, które dorobiłem na wzór oryginału.


W piątek też skończyłem tylny błotnik - założyłem odblask i błotnik był gotowy do montażu.

W sobotę zamontowałem błotnik, ale bez dokręcania.


Następnie przy pomocy Norberta wrzuciłem koło i ośkę. Niestety z braku tulejki dystansowej nie mogę koła skręcić na stałe.


Ale żeby motorek stał dumnie założyłem stopkę centralną. Nie mając pewności czy jeszcze nie będę musiał coś rozbierać nie zakładałem przedniego błotnika i koła. Plan na następny tydzień jest taki aby dorobić tulejkę dystansową  i skręcić przód.

czwartek, 19 marca 2015

Obiekt pożądania,czyli błotniki.

Wczoraj dostałem w końcu błotniki. Kamil świetnie się spisał lakierując je, a Konrad ekspresem zrobił szparunki (błotniki były u niego przed 14, a odebrałem po 17). Jednak reakcja famili zwaliła mnie z nóg. Wróciłem z nimi do domu przed 19, dumnie wniosłem do domu, położyłem na podłodze i zapytałem się : "No i jak?". Mam nadzieję że nikogo nie obrażę, ale młodsza córa powiedziała: "Ale pedal..... kolor". I właśnie w tym momencie całe ciśnienie zeszło ze mnie. Niemniej dzisiaj zabrałem się ochoczo do roboty nad tylnym błotnikiem i co nieco zmajstrowałem. Nauczony doświadczenie pewne śruby dokręcę już dopiero na ramię. W tylnym błotniku zostało mi tylko wstawić odblask i być może w sobotę założę go do ramy.

Tak wygląda tylny błotnik. Został wymieniony zawias, wieszaki były przyspawane, zostały odcięte, napawane. Wszystko zostało jak w oryginale znitowane (na wszelki wypadek również wieszaki przyspawane zostały otworowo do błotnika). Blachy zostały wyklepane, wyszpachlowane i polakierowane. Widząc, w jakim stanie był tylny błotnik, a w jakim teraz jest chylę czoło przed Konradem (praktycznie wszystkie roboty blacharskie i spawalnicze to jego dzieło).


Piękny szparunek wykonany ręką Konrada na tylnym błotniku.


A tu na przednim błotniku.


I tu także przedni błotnik, przy którym było dość mało roboty - był w całkiem dobrym stanie.


A tak prezentuje się tylny błotnik złożony prawie na gotowo. Taśma zabezpiecza go przed niekontrolowanym otwieranie i zamykaniem. Mówiąc szczerze to mam już dość strat na lakierze - na oddzielnej kartce robię sobie spis zaprawek tyle tego się już uzbierało.

piątek, 13 marca 2015

Przełamanie.

Ten post dedykuje Krzysztofowi który chyba zwątpił we mnie oraz wszystkim tym, którym czasami podczas pracy brakuje trzeciej albo i czwartej ręki. Od dłuższego już czasu dopadł mnie kryzys pracy twórczej. Z moimi błotnikami cisza, a tak naprawdę bez nich nie mam nic do roboty. Jakiś czas temu od Konrada wyszabrowałem parę oryginalnych śrubek. Po ich odświeżeniu i ocynkowaniu mogłem w końcu przykręcić na stałe silnik do ramy oraz skręcić lagi. Dodatkowo dorobiłem dwie śruby do mocowania kierownicy (są teraz w ocynku). Mam nadzieję że zima już nie wróci więc wysprzątałem garaż i zniosłem tam większe klamoty od Jawy. Od dwóch dni przygotowywałem się do montażu łożysk w główce ramy (nauczony przykrym doświadczeniem z montażu przedniego zawieszenia). Najpierw wszystko dokładnie pomierzyłem, a później wymyśliłem technologię montażu (musiałem uwzględnić ze mam tylko dwie kończyny górne oraz skromne wyposażenie warsztatu). Może ktoś się będzie śmiać, ale bardzo istotne znaczenie w tej technologi miał worek ziemniaków. I tak wczoraj zamontowałem przednie zawieszenie do ramy. Największy problem miałem z osadzeniem dolnego łożyska w główce ramy. Wymyśliłem sobie, że osadzę same miski łożyska (jedną w ramie, drugą w sztycy), ramę ustawię maksymalnie jak się da w poziome, miski wysmaruję towotem i na koniec kulka po kulce wcisnę je w łożysko. Po cichu liczyłem, że smar sklei kulki i nie będą one wypadać. Muszę przyznać, że ten pomysł zadziałał, żadnej z kulek nie musiałem szukać na podłodze. A worek ziemniaków przykryty starą kurtką posłużył mi do podniesienia do góry tylnej części ramy.

Prymitywne stanowisko montażowe składające się z worka ziemniaków, ściany i kartonów.  W zupełności wystarczyły mi górne kończyny i kolano (służyło do podpierania ramy). Tylną część ramy i suwak zabezpieczyłem również kartonem.



Strat na lakierze nie mam praktycznie żadnych (jeden delikatny odprysk).


Dodatkowo zamontowałem jeszcze przed montażem przelotkę na instalację elektryczną (oczywiście nową).