Ten post dedykuje Krzysztofowi który chyba zwątpił we mnie oraz wszystkim tym, którym czasami podczas pracy brakuje trzeciej albo i czwartej ręki. Od dłuższego już czasu dopadł mnie kryzys pracy twórczej. Z moimi błotnikami cisza, a tak naprawdę bez nich nie mam nic do roboty. Jakiś czas temu od Konrada wyszabrowałem parę oryginalnych śrubek. Po ich odświeżeniu i ocynkowaniu mogłem w końcu przykręcić na stałe silnik do ramy oraz skręcić lagi. Dodatkowo dorobiłem dwie śruby do mocowania kierownicy (są teraz w ocynku). Mam nadzieję że zima już nie wróci więc wysprzątałem garaż i zniosłem tam większe klamoty od Jawy. Od dwóch dni przygotowywałem się do montażu łożysk w główce ramy (nauczony przykrym doświadczeniem z montażu przedniego zawieszenia). Najpierw wszystko dokładnie pomierzyłem, a później wymyśliłem technologię montażu (musiałem uwzględnić ze mam tylko dwie kończyny górne oraz skromne wyposażenie warsztatu). Może ktoś się będzie śmiać, ale bardzo istotne znaczenie w tej technologi miał worek ziemniaków. I tak wczoraj zamontowałem przednie zawieszenie do ramy. Największy problem miałem z osadzeniem dolnego łożyska w główce ramy. Wymyśliłem sobie, że osadzę same miski łożyska (jedną w ramie, drugą w sztycy), ramę ustawię maksymalnie jak się da w poziome, miski wysmaruję towotem i na koniec kulka po kulce wcisnę je w łożysko. Po cichu liczyłem, że smar sklei kulki i nie będą one wypadać. Muszę przyznać, że ten pomysł zadziałał, żadnej z kulek nie musiałem szukać na podłodze. A worek ziemniaków przykryty starą kurtką posłużył mi do podniesienia do góry tylnej części ramy.
Prymitywne stanowisko montażowe składające się z worka ziemniaków, ściany i kartonów. W zupełności wystarczyły mi górne kończyny i kolano (służyło do podpierania ramy). Tylną część ramy i suwak zabezpieczyłem również kartonem.
Strat na lakierze nie mam praktycznie żadnych (jeden delikatny odprysk).
Dodatkowo zamontowałem jeszcze przed montażem przelotkę na instalację elektryczną (oczywiście nową).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz