niedziela, 8 listopada 2015

Koniec końca.

Tak jak kiedyś pisałem, gdy zaczynałem montaż Jawy, że zaczął się początek końca, tak teraz jak w tytule informuję, iż zakończyłem przy niej pracę. Zaniedbałem trochę bloga i kilka osób robiło mi z tego tytułu wyrzuty. Niestety kumulacja nieszczęśliwych dla mnie zdarzeń spowodowała, że nie miałem czasu, aby poświęcić się temu zajęciu. Dodatkowo, sam montaż gotowych elementów nie jest taki efektowny więc nawet trudno byłoby mi to opisywać. Jestem już po jazdach próbnych, Jawa śmiga rewelacyjnie. Wszystko pięknie działa oprócz niestety stopu. Nowe okładziny szczęk hamulca tylnego spowodowały, że mam za krótki skok cięgna i nie załącza się automat stopu. Mam nadzieję, że za jakiś czas okładziny się zetrą i stop zacznie działać. Obecnie jestem na etapie załatwiania papierów do rejestracji na zabytek (rzeczoznawca już mnie odwiedził). Poniżej zamieszczam parę zdjęć na dowód że nawet amator jak chce, ma trochę cierpliwości i pokory oraz dobrego kolegę który poratuje to da radę. Pracę przy Jawie zajęły mi przeszło 2 lata, ale uważam, że było warto. Od listopada 2015 r. zabrałem się za nowy projekt i mam nadzieję że przy pomocy Konrada również dociągnę go do końca. Ustalę z nim czy będę mógł na tym blogu opisywać swoje wrażenia.






niedziela, 3 maja 2015

Blisko, coraz bliżej.

Do pierwszej próby odpalenia silnika. Gdyby nie moje wojaże w przyszłym tygodniu i wyjazd Konrada do Łodzi, w przyszłą sobotę było by to możliwe, a tak pewnie przesunie się pod koniec maja. W mijającym tygodniu założyłem przesmarowane linki i pokrywę gaźnika. Dodatkowo założyłem sprężynę stopki (w końcu), założyłem łańcuch, naciągnąłem go  i chyba w środę motor miał pierwszą od dwóch lat przejażdżkę na kołach po podwórku. Musiałem wytoczyć go z garażu i wtoczyć po zrobieniu kółeczka z powrotem. Dzięki temu miałem dostęp do prawej strony silnika. Założyłem krzywkę automatu, wycisk sprzęgła. Moja robota była lekko po omacku. Na szczęście kulka do wycisku sprzęgła pasowała od łożyska z główki ramy. Dociąłem nowy pręt popychacz (ten który wyciąłem wzorując się na rozmiarze z wycisku od późniejszej jawy był za krótki). Wyregulowałem wycisk, klamka sprzęgła i sprzęgło chodzi pierwsza klasa. Nie byłbym sobą gdybym czegoś nie spier...... Blaszka zabezpieczająca śrubę do regulacji sprzęgła nie dociskała śruby idealnie. Chciałem ją dogiąć i przesadziłem. Zamiast jednej miałem dwie, po prostu pękła. I w piątek prace stanęły z powodu dwóch kołków fi 4 i długiego weekendu. Nie mogłem nigdzie w sobotę dokupić kołków które mają ustalić krzywkę i wirnik prądnicy. Dorobiłem natomiast blaszkę, którą założyłem i znowu dzięki dobrej radzie Konrada dotarłem stożek wałka i wirnika. Mam nadzieję, że w poniedziałek dorwę kołki i jeszcze przed wyjazdem zablokuję krzywkę i założę prądnicę.

Tak jak pisałem wcześniej (zdjęcie nie oddaje tego do końca) pokrywa pasuje idealnie.





Założony nowiutki łańcuch. Trochę mi zajęło zanim kapnąłem się jak ustawić koło w osi (a są tam takie otworki w suwakach do pomiaru).




Założony wycisk sprzęgła i dotarty stożek. Pozostało zablokować krzywkę kołkiem. Dodatkowo znalazłem miejsce gdzie należy podłączyć jeden kabel z instalacji elektrycznej. Jak widzisz Grzegorz ogarniam się trochę i biorę do siebie twoje uwagi.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Jak się nie znasz, nie zabieraj sie do roboty...

... albo miej takiego kolegę jak Konrad. Znowu z zadowoleniem opowiadałem mu telefonicznie o swoich sukcesach, gdy zapytał czy przesmarowałem linki. Nawet mi to do głowy nie przyszło, a linki już wszystkie założone i szykowałem się do ich zamocowania na ramie. Z linką sprzęgła nie było problemów, zdjąłem pancerz, strzykawka z wężykiem i zrobione. Z linką hamulca i gazu to już muszę kombinować, pancerz nie schodzi. Tak więc pomału zalewam to olejem przekładniowym i czekam aż wypłynie z drugiej strony. Szczęści że miałem jeszcze gdzie podczepić linkę gazu.



Mój tokarz, sprężył się i dorobił mi tulejkę dystansowa do koła tylnego. Tulejka jest oczywiście z nierdzewki i polerowana. Tak naprawdę to tulejki dorobiłem dwie, pierwsza była do kitu, rąbnąłem się ze średnicą zewnętrzną (ale przynajmniej mogłem dopasować i sprawdzić czy pozostałe wymiary są dobre).



Tak to wygląda po zmontowaniu. teraz mogę już bezpiecznie przestawiać motor na kołach.



Ponadto poprawiłem podnóżki, ocynkowałem  i założyłem nowe gumy.


Wstępnie założyłem na wsporniki. Pamiętam, że we wspornikach i podnóżkach dremelem poprawiałem "ząbki", ale pasuje wszystko idealnie



Tokarz poprawił mi od razu krócieć gaźnika. Dorwałem na allegro, ale tez dorabiany. Nie pasował rozstaw otworów i dodatkowo pogłębienia pod łby wkrętów były słabe. Na frezarce poprawił i było super do czasu gdy nie założyłem gaźnika i osłony. Okazało się, że, króciec jest za długi o 1,1 mm i zatapiak oraz linka zapierają o obudowę. Znowu tokarz. Poprosiłem żeby na tokarce stoczył, ale nie podstawę od strony mocowania (nie chciałem osłabiać w miejscach podebrania pod łby) tylko z drugiej strony wraz z częścią cylindryczną. Pasuje, że nawet Konrad by się nie powstydził. Zdjęcia brak bo męczę olejem linki i musiałem wszystko rozkręcić.


Dotarło trochę części. Między innymi klamki. Miałem je zakładać tak jak przyszły, natomiast Konrad podpuścił mnie i powiedział, abym je wypolerował. Widząc efekt musze przyznać, że miał rację.
"Surowe" klamki.


 Po wypolerowaniu na motorze.

niedziela, 5 kwietnia 2015

1001 drobiazgów.....

.... które zamontowałem do Jawy niestety wizualnie nie rzuca się w oczy. W tamtym tygodniu udało mi się przykręcić licznik.




Następnie znalazłem zregenerowane śruby i nakrętki i przyłapałem wsporniki podnóżków kierowcy. Pamiętam że jeden ledwo z Konradem wybiliśmy więc obawiałem się że zapodkładowane mogą nie wejść w otwory. Przymierzyłem, potraktowałem wazeliną i bez problemu (jednak potęga wazeliny).

 
Następnie przepchnąłem przez ramę kabel z którym musiałem się trochę pomęczyć. Miałem cichą nadzieję, że załatwię to z marszu, jednak musiałem chwilkę podumać. Do przepchnięcia wykorzystałem żyłkę do podkaszarki (jest w miarę elastyczna i na tyle sztywna że bez problemu przeszła przez ramę). Koniec żyłki i przewodu skleiłem taśmą izolacyjną i bez większych problemów przeciągnąłem przewód.
 

Pewnego poranka zaskoczył mnie Konrad telefonem, że puszki narzędziowe są gotowe do lakierownia. Jedną puszkę miałem w niezłym stanie od razu z motorem. Brakowało w niej ośki zawiasu. Drugą udało mi się dorwać na aukcji w stanie prawie jak nowym, jedynym felerem było pognieciona pokrywka oraz oderwany zawias. Z tymi to problemami poradził sobie Konrad bez problemu. Praktycznie prace blacharskie przy motorze zostały zakończone. Czekam na repliki osłony linki prędkościomierza (nie było jej przy motorze) oraz górną część osłony łańcucha (jest w takim stanie , że nie opłaca się z nią nic robić). To co jest na zdjęciach to jest oryginalna farba, w puszcze był jeszcze oryginalny filc pod akumulator w stanie idealnym, który po lakierowaniu znowu zostanie przyklejony na swoje miejsce. Obecnie jedna puszka jest u Kamila w lakierni, a druga w piaskowaniu. Po świętach myślę że Kamil zabierze się za nie.





Następnym tematem było zamontowanie hamulca ciernego kierownicy. Dostałem od Konrada replikę, ale nie wiedzieć czemu Czesi zamiast dwóch przekładek ślizgowych stosują jedną. W katalogu części pod nr 10 wyraźnie widać dwa pierścienie ślizgowe, a oni uparcie w komplecie stosują jeden. Dumałem z tydzień, aż zmobilizowałem się do załatwienia tego tematu. Chyba w czwartek obdzwoniłem w Białymstoku wszystkie hurtownie, aż w jednej znalazłem tekstolit o grubości 3 mm (z tego jest wykonany pierścień ślizgowy). Kupiłem kawałek arkusza, zajechałem i wyciąłem wodą kilka pierścieni. Sobie zostawiłem dwa (drugi jako część zapasową), a resztę oddałem Konradowi. Jak ktoś chce to może do niego dzwonić, dostanie replikę lepszą od Czeskiej i zgodną z oryginałem.

 
Tu widać dokładnie zmontowany hamulec. Po zastosowaniu dwóch krążków, blacha z gwintem idealnie pasuje do sztycy.



 Pod koniec tygodnia postanowiłem zawalczyć też z prądnicą. Była ona na kontroli u elektryka i wiem, że jest sprawna. Jedyny feler jaki posiadała, to popękane ebonitowe wsporniki. Pęknięcia nie były jakieś tragiczne, ale że jestem jak to Konrad mówi "upierdliwy" postanowiłem i to naprawić. Zastosowałem tu dwuskładnikowy klej z rodziny poxipolu. Jak nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi.


Na koniec o moich porażkach. Tokarz złapał "fazę" i z mojej tulejki dystansowej do tylnego koła nici. Dodatkowo wrzuciłem do niego jeszcze do poprawy króciec gaźnika (rozstaw otworów mocujących w bloku silnika - na frezarce) oraz dwie nakrętki do mocowania podnóżków do wsporników (oryginalne są niskie - ja kupiłem współczesne, rozstaw pod klucz taki sam - muszę jedynie stoczyć je od czoła). Mam nadzieję, że chłopina dojdzie do siebie po świętach i coś się w tym temacie ruszy.
Na koniec, kto dotarł do końca moich wypocin:
Życzę wszystkim rodzinnych, zdrowych i wesołych Świąt. Bo to chyba najważniejsze.


wtorek, 31 marca 2015

Coś z archiwum.

Czyli znowu odgrzewane kotlety. Prace stanęły w martwym punkcie. Brak części powoduje, że jedyną pociechą jest niesprzyjająca aura. Gdyby zaświeciło piękne słońce, chyba szlag by mnie trafił. 72540 km - tyle pokazywał licznik wymontowany z mojej Jawy. Tak jak już wcześniej pisałem motor miał przygodę więc i licznik był mocno podejrzany. Według Konrada szybka była nie oryginalna (pewnie ktoś wymienił). Niemniej postanowiłem po regeneracji licznika ustawić przebieg w takiej pozycji w jakiej go rozebrałem.

Widok po rozebraniu licznika na części.



Wszyściutko umyłem, wysuszyłem i mogłem przystąpić do pracy. Największym wyzwaniem było odmalowanie cyfr. Krążki pomalowałem na czarno, a następnie białą farbą pomalutku odtworzyłem cyfry. Do tego celu użyłem wykałaczki, którą zaostrzyłem cieniutko papierem ściernym i tak kropla (mikro) po kropli odtworzyłem cyfry. Szklarz za 5 pln wyciął nowa szybkę. Między szybkę a cyferblat należy włożyć pierścień dystansowy. Pomierzyłem i wyszło mi że może być plastikowa rura wentylacyjna. Mój pomysł szybko zgasił Konrad. Pierścień musi być przezroczysty ponieważ zapewnia podświetlenie licznika. Pomyślałem chwilę, zrobiłem przegląd przezroczystych butelek po preparatach chemicznych i coś dobrałem. Niestety po wycięciu pierścienia okazało się że ma on delikatny luz. Z teczki plastikowej (żony - na szczęście nie kapnęła się że odciąłem jej jeden kawałek okładki) wyciąłem pasek i wsunąłem między obudowę licznika (nowiutką) i pierścień dystansowy - jest super. Wskazówkę delikatnie wyprostowałem, w cyferblat (nowiutki) wkleiłem od spodu obciętego papiaka (na poksipol, cięcie zabezpieczyłem kropelką białej farby - żeby nie rdzewiało) i zmontowałem piękny nowy liczniki. Sprawdziłem,  działa więc do kartonu do wykorzystania w przyszłości (a było to zimą 2013 r.)


wtorek, 24 marca 2015

Prawie jak motor...

.... ale te prawie robi wielką różnicę. Wczoraj ogarnęła mnie pomroczność jasna i z 2 godziny zmarnowałem na pomiary przedniego koła. Wstępnie koło było scentrowane i ustawione przesunięcie na piaście, resztę miałem sprawdzić na motorze. Z pomiarów wyszło mi że musze je przesunąć w lewo około 0,5 mm. Mój niepokój wzrósł, gdyż wizualnie wyglądało że należy je przesunąć w prawo około 1 mm. Zapisałem wartości i zabrałem się za montaż licznika. I znowu zonk. Przelotkę od instalacji elektrycznej wcisnąłem w otwór od linki prędkościomierza (zrobiłem to przed montażem lampy), wyjąłem ją i wsadziłem przelotkę od linki. Nie mogę natomiast teraz założyć przelotki od instalacji - chyba to nie jest ta przelotka (albo miejsce jest trudno dostępne). Jutro od Konrada dorwę kilka rozmiarów przelotek, może którąś dopasuję - przecież nie będę rozbierał całego przodu. Dziś znowu założyłem koło na przód i okazało się że jest dobrze. zawiozłem do Konrada scentrował je, a ja założyłem na motor.

Na takim etapie zakończyłem dziś pracę, jutro może odbiorę dorobiona wstępnie tulejkę dystansową tylnego koła. Najważniejsze że motor jest na kolach.


Przednie zawieszenie i koło nad którym się tyle męczyłem (w sumie niepotrzebnie).

sobota, 21 marca 2015

Plany są po to by je zmieniać.

Końcówkę tygodnia miałem bardzo udaną. Po wymuszonym przestoju, teraz ostro przyspieszyłem, żeby w następnym tygodniu znowu zwolnić. Dziś odwiedził mnie Konrad, ocenił własnym okiem postęp prac. Tak naprawdę to na żywo kawał Jawy zobaczył po raz pierwszy. Zawsze tylko jakieś części i elementy. Pogadałem z nim chwilę i przystąpiłem ochoczo do roboty. Wczoraj skończyłem tylny błotnik i dziś chciałem postawić motor na kołach. Jednak po głębszym namyśle doszedłem do wniosku, że nie ma się co spieszyć. W tylnym kole brakuje mi tulejki dystansowej, przednie koło mam nie scentrowane więc doszedłem do wniosku, że lepiej pomału, ale dokładnie. Natomiast żeby nie było ze nic nie zrobiłem z dumą zaprezentuję efekty wieczornej dłubaniny.


W piątek spasowałem w końcu kierownicę. Możliwe to było po odebraniu dwóch śrub z cynkowni, które dorobiłem na wzór oryginału.


W piątek też skończyłem tylny błotnik - założyłem odblask i błotnik był gotowy do montażu.

W sobotę zamontowałem błotnik, ale bez dokręcania.


Następnie przy pomocy Norberta wrzuciłem koło i ośkę. Niestety z braku tulejki dystansowej nie mogę koła skręcić na stałe.


Ale żeby motorek stał dumnie założyłem stopkę centralną. Nie mając pewności czy jeszcze nie będę musiał coś rozbierać nie zakładałem przedniego błotnika i koła. Plan na następny tydzień jest taki aby dorobić tulejkę dystansową  i skręcić przód.

czwartek, 19 marca 2015

Obiekt pożądania,czyli błotniki.

Wczoraj dostałem w końcu błotniki. Kamil świetnie się spisał lakierując je, a Konrad ekspresem zrobił szparunki (błotniki były u niego przed 14, a odebrałem po 17). Jednak reakcja famili zwaliła mnie z nóg. Wróciłem z nimi do domu przed 19, dumnie wniosłem do domu, położyłem na podłodze i zapytałem się : "No i jak?". Mam nadzieję że nikogo nie obrażę, ale młodsza córa powiedziała: "Ale pedal..... kolor". I właśnie w tym momencie całe ciśnienie zeszło ze mnie. Niemniej dzisiaj zabrałem się ochoczo do roboty nad tylnym błotnikiem i co nieco zmajstrowałem. Nauczony doświadczenie pewne śruby dokręcę już dopiero na ramię. W tylnym błotniku zostało mi tylko wstawić odblask i być może w sobotę założę go do ramy.

Tak wygląda tylny błotnik. Został wymieniony zawias, wieszaki były przyspawane, zostały odcięte, napawane. Wszystko zostało jak w oryginale znitowane (na wszelki wypadek również wieszaki przyspawane zostały otworowo do błotnika). Blachy zostały wyklepane, wyszpachlowane i polakierowane. Widząc, w jakim stanie był tylny błotnik, a w jakim teraz jest chylę czoło przed Konradem (praktycznie wszystkie roboty blacharskie i spawalnicze to jego dzieło).


Piękny szparunek wykonany ręką Konrada na tylnym błotniku.


A tu na przednim błotniku.


I tu także przedni błotnik, przy którym było dość mało roboty - był w całkiem dobrym stanie.


A tak prezentuje się tylny błotnik złożony prawie na gotowo. Taśma zabezpiecza go przed niekontrolowanym otwieranie i zamykaniem. Mówiąc szczerze to mam już dość strat na lakierze - na oddzielnej kartce robię sobie spis zaprawek tyle tego się już uzbierało.

piątek, 13 marca 2015

Przełamanie.

Ten post dedykuje Krzysztofowi który chyba zwątpił we mnie oraz wszystkim tym, którym czasami podczas pracy brakuje trzeciej albo i czwartej ręki. Od dłuższego już czasu dopadł mnie kryzys pracy twórczej. Z moimi błotnikami cisza, a tak naprawdę bez nich nie mam nic do roboty. Jakiś czas temu od Konrada wyszabrowałem parę oryginalnych śrubek. Po ich odświeżeniu i ocynkowaniu mogłem w końcu przykręcić na stałe silnik do ramy oraz skręcić lagi. Dodatkowo dorobiłem dwie śruby do mocowania kierownicy (są teraz w ocynku). Mam nadzieję że zima już nie wróci więc wysprzątałem garaż i zniosłem tam większe klamoty od Jawy. Od dwóch dni przygotowywałem się do montażu łożysk w główce ramy (nauczony przykrym doświadczeniem z montażu przedniego zawieszenia). Najpierw wszystko dokładnie pomierzyłem, a później wymyśliłem technologię montażu (musiałem uwzględnić ze mam tylko dwie kończyny górne oraz skromne wyposażenie warsztatu). Może ktoś się będzie śmiać, ale bardzo istotne znaczenie w tej technologi miał worek ziemniaków. I tak wczoraj zamontowałem przednie zawieszenie do ramy. Największy problem miałem z osadzeniem dolnego łożyska w główce ramy. Wymyśliłem sobie, że osadzę same miski łożyska (jedną w ramie, drugą w sztycy), ramę ustawię maksymalnie jak się da w poziome, miski wysmaruję towotem i na koniec kulka po kulce wcisnę je w łożysko. Po cichu liczyłem, że smar sklei kulki i nie będą one wypadać. Muszę przyznać, że ten pomysł zadziałał, żadnej z kulek nie musiałem szukać na podłodze. A worek ziemniaków przykryty starą kurtką posłużył mi do podniesienia do góry tylnej części ramy.

Prymitywne stanowisko montażowe składające się z worka ziemniaków, ściany i kartonów.  W zupełności wystarczyły mi górne kończyny i kolano (służyło do podpierania ramy). Tylną część ramy i suwak zabezpieczyłem również kartonem.



Strat na lakierze nie mam praktycznie żadnych (jeden delikatny odprysk).


Dodatkowo zamontowałem jeszcze przed montażem przelotkę na instalację elektryczną (oczywiście nową). 

sobota, 21 lutego 2015

Pierwsze straty....

....na pięknym lakierze poniosłem w środę. Całkiem nieprzygotowany postanowiłem złożyć przód. Po około 15 minutach spontanicznej pracy miałem już pierwsze odpryski na lampie w okolicach otworów, jak i obdartą górną półkę. Po prostu gumy okazały się znowu za ciasne. Wściekły odłożyłem tą robotę na później. Kolejną próbę wykonałem w piątek. Przeszlifowałem gumy pod lampę, dobrze je nasmarowałem i okazało się, że po 20 minutach wszystko było na swoim miejscu.

Tak to teraz wygląda. Na razie skręciłem to tylko delikatnie. Mam nadzieję, że jutro z Konradem pojadę na szaber brakujących mi śrub i będę mógł to skręcić na gotowo.


Tu widać obdarty jeden wąs.


Aż wstyd się przyznać, ale sztycę zabezpieczyłem dopiero przy piątkowym montażu - cud że nie poobijałem lampy.

Z Kamilem (lakiernikiem) umówiłem się, że na koniec przyjedzie do mnie i porobi mi fachowo zaprawki.