środa, 24 grudnia 2014

Życzenia


Życzę wszystkim, którzy tu zajrzą, rodzinnych, spokojnych, zdrowych i wesołych świąt. Niech Mikołaj przyniesie Wam prezenty, takie o jakich marzycie.

niedziela, 21 grudnia 2014

Drobna rzecz, a cieszy

Dziś postanowiłem opisać renowację części którą zakończyłem wczorajszego wieczora (czyli coś na bieżąco). Jakiś czas temu sprzątałem garaż przed zimą. Niepotrzebne elementy spakowałem w karton i oddałem Konradowi. W tym to kartonie znalazł się również przełącznik świateł, który wyglądał nieciekawie. Po krótkiej chwili jednak wyciągnąłem go z powrotem (a może się przyda).

Tak wyglądał przełącznik


 
 
Nie mogę się zgrać z Konradem żeby zakończyć pasowanie ostatnich blach do Jawy, więc trochę z nudów pomyślałem, że zobaczę czy z tego przełącznika nie da się czegoś wykrzesać. Pierwotnie myślałem o zastąpieniu go repliką. Zacząłem więc go rozmontowywać.
 
A tak to wyglądało w środku
 
 


Moja niechęć do renowacji tego przełącznika brała się z przykrych doświadczeń związanych z chromowaniem. Nigdy jeszcze nie trwało to krócej jak 2 miesiące, a i pracy w to trzeba włożyć dużo. Pomyślałem jednak, że element drobny więc spróbuję. Na początku roznitowałem styk od klaksonu i wyjąłem przycisk. Następnie zawiozłem obudowę do zdjęcia chromu. Ku mojemu zaskoczeniu odebrałem ja dnia następnego (tu zdziwienia nie było - tak to mniej więcej trwa), ale również wstępnie przeszlifowaną. Potraktowałem ją papierem i po 2 dniach odwiozłem prosząc o miedziowanie. Chciałem ją zabrać następnego dnia żeby poddać następnej polerce i zobaczyć czy jedne miedziowanie starczy. Marcin przyjmując część powiedział że jutro to będzie na gotowo (myślałem że coś źle zrozumiałem). Jednak w piątek odebrałem obudowę pochromowaną.

Obudowa przygotowana do chromowania
 
A tu po chromowaniu
 
 W międzyczasie zająłem się kostką i przełącznikiem. Z kostki nie mogłem wykręcić dwóch wkrętów, więc potraktowane zostały dremelem. Po wydłubaniu resztek okazało się, że jeden gwint jest do naprawy. Za radą Konrada przegwintowłem go na M3,5, drugi wyszedł dobrze poprawiłem tylko gwint i został oryginał. Wszystko dokładnie umyłem, plastiki potraktowałem plakiem, elektrykę (czy są przejścia) sprawdził kumpel. Mogłem zabrać się do montażu. W serwisówce sprawdziłem że oryginalnie przełącznik był przykręcony śrubą M3,5 x 28 oraz że brakuje mi jednej sprężynki. Zacząłem szukać w necie śrub M3,5 i zdębiałem. Znalazłem, ale cena w euro i to kilka za jedną sztukę. Zadzwoniłem do jednej hurtowni i znalazłe. W sobotę wyposażony w spis brakujących części udałem się tam. Wydałem z 4 zł, miałem torebeczkę drobiazgów, ale wieczorkiem mogłem zacząć montaż. Nit aluminiowy miałem większy, dopasowałem średnicę za pomocą dremela i iglaka. Zanitowałem styk z przyciskiem, następnie dopasowałem sprężynki i zmontowałem wszystko w całość.
 
Tu obudowa z zanitowanym stykiem i przyciskiem

A tu drobiazgi z przełącznika
 
Niestety nie dostałem nigdzie nakrętki M3,5 i podkładek. Kupiłem nakrętki M3, Konrad kupił mi w prezencie świątecznym podkładki trójki. Nakrętkę przegwintowłem na M3,5. I tak nikt nie kapnie się że jest nie oryginalna.
 
 
Następnie znalazłem przewody, przepchnąłem przez kierownicę, podłączyłem do kostki, zamontowałem. I tak to wygląda (i pomyśleć, że na przełączniku postawiłem "krzyżyk"). Zajęło mi to wszystko około tygodnia, co biorąc pod uwagę renowację chromu jest wprost tempem kosmicznym.
 
 




piątek, 19 grudnia 2014

Hamulce przód

Nadszedł czas naprawy hamulców. Szczęki były w niezłym stanie dlatego postanowiłem je zregenerować. Te założone z przodu były trochę gorsze, więc docelowo miały trafić na tył, te z tyłu na przód. Dodatkową ich zaleta było to że każda jest sygnowana logiem "FJ". Szczęki zostały wysłane do firmy MAKLAND, gdzie otrzymały nowe okładziny. Szczękotrzymacz wymagał jedynie drobnej naprawy - kołek trzymający szczęki był luźny (wyrobiło się nitowanie kołka). Zawiozłem to do znajomego, ręczna praska i kołek ani drgnie. Szczękotrzymacz przetarłem grubym papierem ściernym trafił do szkiełkowania do Konrada. Nie byłem jednak zadowolony z otrzymanego efektu i jeszcze raz przetarłem go papierem ściernym, przykładając się już lepiej do roboty. Ponowne szkiełkowanie i efekt był zajeb..... Szczęki po otrzymaniu nowych okładzin również zostały wyszkiełkowane. Nie chcę rozbierać wszystkiego za kilka lat, dlatego kołek trzymający szczęki (od wewnątrz) został potraktowany podkładem, a główka nitu lakierem bezbarwnym (mam nadzieję że przez dłuższy czas nie zobaczę korozji). Dźwignia do linki hamulca była pogięta i nie nadawała się do niczego, więc zastosowałem chromowaną replikę. Pozostałe bebechy miałem w ocynku więc mogłem zacząć wszystko składać do kupy.


Tak wyglądały szczęki po wymontowaniu i wstępnym umyciu
 
A tak wygląda wszystko przygotowane do montażu

Zmontowane szczęki

Wygląd szczękotrzymacza po szkiełkowaniu

Zmontowany komplet

Tu również

A tak wygląda kompletne koło

A tak wyglądało wcześniej

Po zmontowaniu szczękotrzymacza z piastą okazało się jeszcze, że okładziny szczęk są za duże. Musiałem je trochę podocierać, ale mam nadzieję, że te "spowalniacze" zadziałają. Przód w renowacji okazał się bardzo prosty i przyjemny, tył niestety wymagał trochę więcej pracy.









niedziela, 14 grudnia 2014

Przykre konsekwencje.

Któregoś wieczorka postanowiłem zmontować koła. Miałem piękne szprychy i jeszcze piękniejsze obręcze, więc z zapałem zabrałem się do roboty. Myślałem, że zajmie mi to chwilkę, a zeszło chyba z pięć godzin. Za radą Konrada gwinty w szprychach smarowałem wazeliną techniczną - ułatwi to późniejszą regulacje.

Koło przednie


Koło przednie po szprychowaniu

Koło tylne

Koło tylne po szprychowaniu

Koła po szprychowaniu trafiły do warsztatu Motors Creator do centrowania i założenia ogumienia. I tu pojawił się pierwszy problem. Tak jak pisałem wcześniej nie zdjąłem wymiarów przesunięcia piast względem osi. Miałem co prawda serwisówkę z wymiarami. Tylne koło wyszło ładnie, ale przednie nie bardzo podobało się Konradowi. Nie mieliśmy wyjścia więc zostało tak jak w książce. Konrad koła wycentrował, założył fartuchy, dętki i opony i po jakimś czasie koła wróciły do mnie (z kołem przednim to niestety nie koniec przygód).


Pomimo zastosowania łożysk zamkniętych, chcę żeby motor był jak najbardziej zbliżony do oryginału. Tam uszczelnienie było filcowe, więc i ja ściągnąłem przez Konrada nowe filce. Były trochę za szerokie, ale nożyk, kilka minut delikatnego cięcia i wszystko pasowało.



Przednie kompletne koło







Tylne kompletne koło


A tak wygląda oryginalny dekielek do koła po chromowaniu. W drugim musiałem zastosować replikę, bo niestety nie było przy motorze.

Mając koła mogłem zabrać się za hamulce.











środa, 10 grudnia 2014

Pierwszy sukces - październik 2013 r.

Pod koniec października z chromowni odebrałem piasty. Były to pierwsze elementy które mogłem już zacząć montować. Miałem przygotowane nowe łożyska (podwójne RS), segery. I tu pojawił się pierwszy problem. O ile demontaż łożysk mogłem wykonać techniką dowolną, o tyle montaż należało przeprowadzić prawidłowo. Tak jak na wstępie pisałem mam bardzo skromne możliwości techniczne, ale od czego są koledzy. Pojechałem do Konrada (jeszcze starego warsztatu) i znalazły się odpowiednie rury lub pręty do osadzenia łożysk.

Piasty po odebraniu z chromowni:
przód
 
 
tył


Kalamitki zostały dokładnie oczyszczone i ocynkowane (na czas transportu w opakowaniu ochronnym, żeby się nie zgubiły).

Wszystkie elementy piast jak i hamulców również trafiły do ocynku.
 
Montaż piasty tylnej
 
Montaż piasty przedniej
 
Piasta przednia po zmontowaniu
 
Tu również
 
Piasta tylna po zmontowaniu
 
Tu również.
 
 
Pomału mogłem szykować się do szprychowania kół.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

wtorek, 9 grudnia 2014

Kampania wrześniowa ... czyli do roboty - 2013 r. ciąg dalszy

Jako, ze pojawiły się pierwsze elementy w moim garażu zakończył się okres gadania o renowacji, przyszedł czas na działanie. Na pierwszy ogień poszły koła. Z Konradem ustaliłem, iż nie ma sensu bawić się z obręczami i szprychami. Zostaną zastąpione nowymi replikami ściągniętymi prosto z Czech. Miałem do wyboru chińszczyznę lub produkcję czeską. Nie pisałem wcześniej, ale jawę robię dla siebie i nie będzie na sprzedaż, więc zależy mi na dobrych częściach i wyglądzie jak najbardziej zbliżonym do oryginału. Z tego to względu wybrałem repliki czeskie. Oczywiście wszystko w chromie - szprychy i nyple również. Dla Konrada to najmniejszy problem, więc zamówienie poszło do realizacji. Mi przypadło w udziale rozszprychowanie kół i odzyskanie piast. Obręcze i szprychy nie są w najgorszym stanie, mogą się komuś przydać, więc koła potraktowałem z należytym szacunkiem. Szprychy rozkręciłem kluczem pożyczonym oczywiście od Konrada, nie ciąłem kątówką. I tu popełniłem pierwszy błąd. Konrad powtarzał mi jak mantrę "rób zdjęcia, wszystko mierz". Ja będąc w amoku pracy o zdjęciach pamiętałem (i też chol.... nie wszystkich), natomiast o mierzeniu już nie. I ten błąd boleśnie odczułem przy kolejnym etapie prac (właściwie to chyba bardziej odczuł to Konrad, niż ja). Po dwóch wieczorkach w garażu miałem dwie piasty. Obręcze z kompletami szprych oddałem dla Konrada (zrobi z nich większy pożytek niż ja). Następnym etapem prac było rozmontowanie piast. Akurat tutaj nie przeszkadzał mi mój ubogi warsztat. Łożyska i tak szły na złom, więc nie musiałem przestrzegać technologii demontażu. Wystarczyło walić czym popadło w co popadło byle łożysko wypadło. I tak rozebrałem piasty. Następnie wszystko zostało dokładnie umyte, z piast usunięta została farba. Powierzchnia ich nie była zbyt zadawalająca, więc poświęciłem dwa długie popołudnia z papierem ściernym o gradacji 400, 500 i 1000. Po takiej obróbce piasty trafiły do chromowni, a ja mogłem zabrać się za hamulce.

Widok na przód.

Rozmontowany tył.
 
 Widok na tył.
 
Szczęki hamulcowe. 


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Jak tu przetrzymać zimę - 2013 r. ciąg dalszy.

Moje możliwości warsztatowe (lub bardziej tu pasuje garażowe) są mocno ograniczone. Dotyczy to zarówno wyposażenia jak i powierzchni, a że zbliżała się zima nie chciałem jawy wstawiać do siebie do garażu. Od samego początku zakładałem sobie, że jawą pojeżdżę w sezonie 2015. Wymyśliłem więc sobie, że zabiorę się najpierw za koła i zbiornik (zajmują przecież mało miejsca). Konrad pochwalił moja decyzję, więc z zapałem zabrałem się do roboty. Przy okazji jakiegoś wyjazdu przywiózł mi dwa koła i zbiornik. Wniosłem to nieśmiało do garażu i od razu dzieci zapytały mnie skąd dorwałem ten złom. Pomyślałem sobie, że jeszcze im pokażę na co mnie stać. Poniżej zdjęcia fantów, które trafiły w moje ręce.

Koło przód


Koło tył

Piasta tylnego koła

Zbiornik



niedziela, 7 grudnia 2014

I tak to się zaczęło - sierpień 2013 r.

Od dłuższego czasu marzył mi się stary motocykl, przy którym mógłbym sobie popracować. W realizacji tych marzeń zawsze mi coś przeszkadzało, jednak od początku 2013 roku zacząłem częściej przeglądać różnego rodzaju portale. Nie miałem konkretnych wymagań co do marki jak i modelu (miałem, miałem ale na harleya mnie nie stać). Dodać muszę że moja znajomość renowacji motocykli ograniczała się do wiedzy z neta (czyli dno i dziesięć metrów mułu). Aż tu pewnego dnia patrzę Jawa Perak 250. Miała same plusy: lokalizacja w moim mieści (Białystok), cena porównując do cen obecnych wręcz wyprzedażowa (wietrzenie magazynów). Szybki telefon, niestety okazało się że motor garażuje poza Białymstokiem i musze poczekać kilka dni, aby pojechać z właścicielem aby go zobaczyć. Od właściciela dowiedziałem się, że są w sumie dwie sztuki i będę mógł sobie wybrać. Pewnego popołudnia pojechaliśmy na przejażdżkę, z której to wróciłem bogatszy o Jawę Perak i ciekawą znajomość (tak właściwie to wróciłem bez jawy, jedynie dając słowo że jedną zabiorę). Tym ciekawym osobnikiem okazał się Konrad z Motors Creator, który zajmuję się renowacją motocykli oraz sprzedażą części do jaw (i nie tylko). Obiecał mi pomoc przy odbudowie mojej Jawy. A trafił mi się (przynajmniej ja tak uważam) bardzo fajny egzemplarz z 1952 roku. Cały kompletny (tabliczka znamionowa, nr silnika i ramy wszystko zgodne). I tak naprawdę to ten blog to jego dzieło, a ja zostałem zmuszony do jego prowadzenia (nie bez przyjemności). Mam nadzieję ze uda mi się go prowadzić w miarę systematycznie. Poniżej zdjęcia Jawy, której zostałem właścicielem.