Czyli znowu odgrzewane kotlety. Prace stanęły w martwym punkcie. Brak części powoduje, że jedyną pociechą jest niesprzyjająca aura. Gdyby zaświeciło piękne słońce, chyba szlag by mnie trafił. 72540 km - tyle pokazywał licznik wymontowany z mojej Jawy. Tak jak już wcześniej pisałem motor miał przygodę więc i licznik był mocno podejrzany. Według Konrada szybka była nie oryginalna (pewnie ktoś wymienił). Niemniej postanowiłem po regeneracji licznika ustawić przebieg w takiej pozycji w jakiej go rozebrałem.
Widok po rozebraniu licznika na części.
Wszyściutko umyłem, wysuszyłem i mogłem przystąpić do pracy. Największym wyzwaniem było odmalowanie cyfr. Krążki pomalowałem na czarno, a następnie białą farbą pomalutku odtworzyłem cyfry. Do tego celu użyłem wykałaczki, którą zaostrzyłem cieniutko papierem ściernym i tak kropla (mikro) po kropli odtworzyłem cyfry. Szklarz za 5 pln wyciął nowa szybkę. Między szybkę a cyferblat należy włożyć pierścień dystansowy. Pomierzyłem i wyszło mi że może być plastikowa rura wentylacyjna. Mój pomysł szybko zgasił Konrad. Pierścień musi być przezroczysty ponieważ zapewnia podświetlenie licznika. Pomyślałem chwilę, zrobiłem przegląd przezroczystych butelek po preparatach chemicznych i coś dobrałem. Niestety po wycięciu pierścienia okazało się że ma on delikatny luz. Z teczki plastikowej (żony - na szczęście nie kapnęła się że odciąłem jej jeden kawałek okładki) wyciąłem pasek i wsunąłem między obudowę licznika (nowiutką) i pierścień dystansowy - jest super. Wskazówkę delikatnie wyprostowałem, w cyferblat (nowiutki) wkleiłem od spodu obciętego papiaka (na poksipol, cięcie zabezpieczyłem kropelką białej farby - żeby nie rdzewiało) i zmontowałem piękny nowy liczniki. Sprawdziłem, działa więc do kartonu do wykorzystania w przyszłości (a było to zimą 2013 r.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz